czwartek, 25 lutego 2016

Radości u nas ciąg dalszy :D

Wczoraj moja Dzika została po raz kolejny szczęśliwą mamusią ;) Na szczęście nie ma jak za pierwszym razem trojaczków, a tylko jedynaka. Na szczęście dlatego, że wszystko co kozie małe po odchowaniu będzie trzeba sprzedać :( No, ale nie mogę zostawić koziołka, bo byłby tylko dla "ozdoby". Natomiast Malutkiej nie mogę zostawić, bo trzeba by było kozła wymienić. Aby kiedyś nie kryć jej własnym ojcem. No i nie mam aż takiego zapotrzebowania na mleczko kozie. A poza tym, nie mam warunków na więcej kóz, niż mam obecnie. Ale na razie myślę o tym, aby maluchy ładnie się odchowały i zdrowo rosły :)

Koziołek urodzony wczoraj, w przeciwieństwie do kózki swoje imię otrzymał już przy porodzie ;) Malutka ciągle jest bez imienia. No, ale w końcu do niej na pewno przyjdzie to jej imię, nadane przez Matkę Naturę ;)

Dzikiej to już sama nie byłam pewna czy jest kotna czy nie i zaczynałam w to wątpić. Nawet miałam zaplanowane, że jak się nie okoci, to na piątek zamawiam weterynarza z przenośnym USG. Aby powiedział mi co z nią jest. A tu wczoraj rano taka niespodzianka ;) Bo już rano wiedziałam, że się okoci. Weszłam ze śniadankiem, i zauważyłam, że Dzika napuściła siarę. Przełożyłam nawet sprawę w Urzędzie, bo po jej obserwacji wiedziałam, że to już kwestia nie dni, a dosłownie kilku godzin. I tuż przed 14 Dzika została mamą :D Przy porodzie oczywiście byłam, a jak by inaczej. Małemu wytarłam pyszczek, a resztą zajęła się matka. Jak Baranek już wstał na nogi, to przystawiłam go do strzyka, aby napił się tego co najcenniejsze, czyli siary. 
 Później było zapoznanie ze starszą o tydzień siostrzenica. Wszak Baranek, dla Malutkiej jest wujkiem :)




Jak widać spotkanie wypadło bardzo pozytywnie i małe przypadły sobie na szczęście do gustu. Na szczęście, bo dzielą wspólny kojec.







Baranek ma się dobrze, chociaż rano nieco spanikowałam. Że niby ma słaby odruch ssania, a w zasadzie go nie ma. Nawet zamówiłam smoka specjalnego dla kózek u weterynarza na jutro. Na szczęście mały sobie świetnie radzi z jedzonkiem i smoczek niech leży w razie "W", które mam nadzieję nigdy nie nadejdzie.

Tak sobie śpi mój Baranek, zakopany w świeżą dostawę słomy :D 



A tu jeszcze zdjęcia prawie zaraz po porodzie.





  Czy pasowało by do niego inne imię niż Baranek? Moim zdaniem to jest idealne dla niego :D












Przepraszam za jakość zdjęć, ale są robione telefonem. Żadnym tam wypasionym, a takim "bele czym". No i w emocjach, na szybko to nawet nie myślałam, aby do domu lecieć po aparat, o telefonie jedynie pamiętałam.


wtorek, 23 lutego 2016

Czas narodzin ;)

Zaczęło się od "niezaplanowanych" narodzin kózki ;) I tak jesteśmy w trakcie kocenia samiczek :D

 O tym, że moja Stokrotka jest kotna, dowiedziałam się jakoś 2-3 tygodnie przed wykotem. Bo zaczęło jej rosnąć wymię. A od czwartku jest z nami śliczna, mała kózka :D Stokrotka świetnie sobie poradziła przy porodzie, dużo pomagała jej matka, czyli Dzika. Ja tylko malutkiej wytarłam ręcznikiem pyszczek, a resztę zostawiłam matce i babce ;)


 
Uszaty, czyli ojciec, z zaciekawieniem się przyglądał jak na świat przychodziła mała kózka, a później ją bacznie obserwował :D 

Mała zaraz po tym, jak została "postawiona" na nóżki :D

 A nóżki muszę przyznać słabiutkie miała. Ciężko było jej się dłużej utrzymać na nich :( Ale dużo z nią ćwiczyłam przez pierwsze dwa dni, plus nie powiem, bo matka z babką, też jej pomagały :D I teraz malutka już bryka :D  Podczas brykania zdjęcia nie udało mi się zrobić, bo zazwyczaj wtedy nie mam przy sobie aparatu :D A jak mam, to mała zazwyczaj śpi, lub odpoczywa po jedzonku :D


Piękna uśmiechnięta i wywołująca uśmiech na ustach, ale i na sercu. Na razie malutka jest bezimienna, ale to dlatego, że ja uważam, iż imię "przychodzi" samo. Do niej jeszcze nie przyszło ;)



  







 A wczoraj zaczęły się kolejne "porody". Tym razem u królików :) 
Na dzień dzisiejszy jest 3 matki i w sumie 26 osesków ;) 

Czekam na jeszcze jeden wykot. I to na razie będzie koniec narodzin w moim małym wiejskim, zwierzęcym życiu...

piątek, 12 lutego 2016

ZDROWO I DOMOWO

 Zaczytałam się dzisiaj w bardzo ciekawym temacie. Ciekawym jak dla mnie. Chodzi o mąkę. Tak, o tą "zwykła" mąkę używaną w naszej kuchni na co dzień. Do tej pory używałam takiej prosto z młyna, ale zaczęło mnie uwierać ograniczenie jakie oferuje mój jedyny młyn w okolicy. Mąka biała "do wszystkiego, typ nieznany", mąka żytnia żurkowa i żytnia jasna "chlebowa". Zatem zaczęłam czytać jaka mąka do czego najlepsza, jak w ogóle kupować mąkę, na co zwracać uwagę aby kupić dobrą mąkę i czym się kierować ;) Uzbrojona w minimum wiedzy, na dniach wybieram się do sklepu w poszukiwaniu dobrej mąki :) 

A teraz kilka ważnych informacji, które dla mnie są bardzo cenne, więc może i komuś się przydadzą ;)
Większość wiedzy czerpana jest z tej strony:  http://www.stoislaw.com.pl/pl/
A oto najważniejsze informacje zawarte na tej cudnej stronie, które dla mnie osobiście są bardzo przydatne :) Uzbrojona w taką wiedzę, może "upoluję" naprawdę dobrą mąkę.
 

Na co zwracać uwagę przy zakupie mąki do domowego użytku?

•Czy na opakowaniu jest producent – nie wyprodukowano dla ..., tylko wyprodukował młyn w…!!!
•Czy na opakowaniu jest podany typ mąki (np. liczba 450, 550).
•Dobrze jeśli na opakowaniu umieszczony jest numer normy, w oparciu o którą produkowany jest wyrób – oznacza to że produkt spełnia określone dla niego parametry.
•Czy nie ma składników chemicznych.
•Nie kierować się nazwą własną typu babuni, dziadunia, wiejska, królewska itd. Taka nazwa nic nie znaczy. Ważny jest typ mąki!
•W dużym młynie przemysłowym zdecydowanie łatwiej utrzymać standardy czystości i higieny produkcji niż w małych młynach gospodarczych, ponadto duże młyny wyposażone są w urządzenia, dzięki którym ziarno kierowane do przemiału jest doskonale oczyszczone.
•Mąka stanowi zaledwie około 5% wartości wypieku, warto zatem wybierać mąkę sprawdzoną, najwyższej jakości, tak aby nie narazić się na straty pozostałych cennych i wyszukanych dodatków.


"
Zarówno mąka wiejska jak i luksusowasą to mąki ciemne, o czym świadczy liczba przy typie (550,650). Wszystkie inne mąki babuni, dziadunia, puszyste, królewskie, dziadowskie itd. są najczęściej z dodatkami chemicznymi.
Jeżeli okaże się, że nabyta przez Was mąka jest biała jak papier, to znaczy, że ma dodatek wybielacza, ale także może zawierać suchy gluten i inne składniki chemiczne."

I moje odkrycie stulecia i odpowiedź na pytanie: dlaczego mój chleb czasami się kruszy:
" Jeżeli robimy mieszankę, to powinniśmy łączyć mąki ciemne z ciemnymi, a jasne z jasnymi. Ma to znaczenie również z tego względu, że ciemne mąki są grube, a jasne bardzo miałkie. Jeżeli połączymy mąkę grubą z miałką to chleb będzie  nierówny i może się kruszyć.
Czyli łączymy :
• żytnią 2000, 1400 z pszenną 1850.
• żytnią 720 z pszenną 750, 850.
• żytnią 580 z pszenną 500."


Nie napisałam tego posta, bo nie mam o czym pisać, po prostu właśnie zafascynowało mnie to, ale i zaskoczyło, że jednak dobrą mąkę kupić, to nie tylko wejść do sklepu, zabrać mąkę w koszyk, zapłacić i gotowe ;)

A na zakończenie po co mi mąka, kilka zdjęć ;) Zdjęcia są już moje prywatne, nie korzystałam z "pożyczonych" ;)









Kocham przebywać w kuchni, a swój chleb piekę już od lat. Więc największa część mąki potrzebna jest mi do pieczenia "chleba naszego powszedniego" :D

czwartek, 11 lutego 2016



Przepraszam.

Dawno, bardzo dawno mnie nie było, za co bardzo, ale to bardzo przepraszam. Trochę się działo złego, trochę nie miłego, a trochę czasu brakowało i chęci. Jest też dobre, żeby nie było, że tylko źle się dzieje u mnie ;)
Najgorsze to grudniowe przykre przeżycie :( Odejście naszego ukochanego kotka Mruczka :( Choroba bardzo szybko go zabrała, kilka dni jazdy do lekarza i zastrzyki/tabletki, ale niestety...Zdrowy, młody kotek, bo nieco ponad roczny, odszedł od nas. A zaczęło się tak niewinnie. Mruczek zaczął kuleć na łapkę, nie jakoś bardzo, ale na tyle, że pojechałam z nim do weterynarza. Najpierw zastrzyki i tabletki. Za kilka dni zdjęcie RTG i coraz gorszy stan łapki. Tej samej nocy, Mruczek od nas odszedł :( W sumie, to już się cieszyłam, jak odszedł. Cieszyłam się przez łzy i ogromny smutek. Bo wiedziałam, że już się nie męczy. Gdyby nie odszedł sam, to musiał by się jeszcze męczyć kilka godzin, do czasu aż otworzą lecznicę i to ja musiała bym podjąć decyzję o uśpieniu, bo leczenie już nie wchodziło w rachubę. Mruczek już nie jadł, nie pił, robił pod siebie :( Nasz koteczek najprawdopodobniej miał raka. Nie zostało to potwierdzone, bo takich badań u nas nie robią, ale po objawach i szybkim przebiegu choroby, najprawdopodobniej tak było. Tak lekarz powiedział, a to mój zaufany i to bardzo zaufany wieloletni lekarz.

Takiego Mruczka zapamiętamy jak z tych zdjęć, bo w naszych sercach pozostanie na zawsze. Nikt nie zastąpi nam kociaka, może być następny, ale żaden nie będzie taki sam.
A to zdjęcie z pierwszego dnia, kiedy Mruczek do nas przyjechał. A w zasadzie z drugiego, bo przywiozłam go późno wieczorem.




Z Totkiem na początku oczywiście miały spięcia, bo Totek to już był "dorosły" kocur i takiego gówniarza nie chciał zaakceptować, ale po czasie się zakumplowały :D




Mruczek bardzo lubił wchodzić do nietypowych miejsc, bardziej niż Totek ;)
Tu np. wszedł do pieca chlebowego, w czasie kiedy mąż poszedł po drzewo do niego :D




  Przykładny grzeczny i ułożony koteczek :D





Mruczek odszedł nad ranem, jeszcze tego samego dnia przywieźliśmy do domu młodziutką kotkę. Nie umieliśmy sobie poradzić z pustką w domu, która zapanowała po jego odejściu. Kotka, o "oryginalnym" imieniu wybranym przez mojego męża Kicia :D




Taka mała brudaska ;) Oczywiście zaraz na następny dzień pojechałam z nią do weterynarza. Świerzb w uszach, ale taka przypadłość, to nic "strasznego" szybkie do wyleczenia i nie groźne. Totek jej nie zauważał, a jak już to na nią prychał. Ona z kolei się go bała, a jak do niego podeszła, to dosłownie ze spuszczonymi uszami. Z każdym kolejnym dniem, była coraz odważniejsza. Na więcej sobie pozwalała, co nie koniecznie podobało się Totkowi. Ale teraz, po ponad 2 miesiącach, śpią razem, a nawet Tociak w przypływie dobrego humoru, bawi się z nią :D





Kicia, tak jak i wcześniej Mruczek, uwielbia wodę :D Chociaż, uwielbia ją jeszcze bardziej. Pod prysznic po nas wchodzi, jak zęby myjemy czy w ogóle się w łazience wodę odkręci, ona już tam jest. Bardzo lubi też "robić pranie" :D  





Rośnie nam Kicia, więc już niedługo trzeba będzie ja umówić na sterylizację. Nie stać nas na gromadkę kotków. Karmimy koty raczej dobrej jakości karmą, a najtańsza to ona nie jest. Do tego dochodzą smakołyki, ewentualne leczenie...Tak więc mimo iż bardzo chciała bym mieć gromadkę kotków, to nie będę ich miała. Ot, zdrowym rozsądkiem na dzisiaj kończę ;)